Los jest nieubłagany – Bernard Cornwell „Excalibur”



Nadeszło lato krwi i zemsty. Zdrada Lancelota i Ginewry boleśnie dotknęła Artura, który bezwzględnie stłumił rebelię fałszywego przyjaciela i uwięził niewierną żonę. Nie ma jednak czasu na rozpamiętywanie przeszłości, gdyż saksońscy wodzowie postanowili zakopać topór wojenny i wspólnie zaatakować Brytów. Dawni sojusznicy Artura, obecnie wyznający chrześcijaństwo, nie chcą udzielić pomocy poganom.
Tymczasem Merlin i Nimue realizują własny plan. Zgromadzili wszystkie Skarby Brytanii i zamierzają przeprowadzić rytuał przywołania bogów, nie oglądając się na koszty. Stopniowo zaczyna się uwidaczniać rozdźwięk między nimi. Nimue coraz bardziej pogrąża się w szaleństwie i żadna cena nie wydaje się jej zbyt wysoka do zapłacenia.

Excalibur to trzecia i ostatnia część Trylogii arturiańskiej Bernarda Cornwella, utrzymana w stylu, jaki znamy z poprzednich tomów. Narratorem jest zbliżający się do kresu życia mnich Derfel, który kiedyś był rycerzem walczącym u boku Artura. Pozwoliło to na przeniknięcie całej opowieści fatalizmem, bo Derfel wie już, że wszystkie zwycięstwa były nic niewarte.
Trzeci tom jest najbardziej mroczny. Świat pławi się w okrucieństwie i brutalności. Artur musi mierzyć się ze zdradą i fałszem, który czyhają na niego niemal na każdym kroku. Wierni sprzymierzeńcy się wykruszają. Ten, który próbował być po prostu dobrym człowiekiem, jest znienawidzony przez wszystkich – i chrześcijan, i pogan.
Cornwell nie waha się pokazać tego, o czym zapominają legendy arturiańskie. Jest brud, smród, paskudne metody leczenia czy bezczeszczenie zwłok. Podejmuje polemikę z obrazem Artura i jego rycerzy, jaki znamy. Pokpiwa sobie z ludzkich oczekiwań, które ludzi z krwi i kości zmieniają w wyidealizowanych bohaterów. Pokazuje przy tym, jak historia zmienia się w legendę i mit.
Kiedy trzeba, raczy czytelnika brutalnymi i dosadnymi opisami, ale potrafi także mistrzowsko wręcz budować nastrój. Szczególnie wyraźnie uwidacznia się to w momentach, gdy magia przenika rzeczywistość.

Na zachodzie zgasły ostatnie smugi czerwieni. Przez chwilę świat trwał zawieszony pomiędzy światłem i mrokiem, aż w końcu połknęła nas otchłań. Staliśmy w oknie, smagani chłodnym, wilgotnym wiatrem, i patrzyliśmy, jak w pęknięciach między chmurami pojawiają się pierwsze gwiazdy. Woskowy księżyc wisiał nisko nad Morzem Południowym, a jego światło rozpraszało się wokół krawędzi chmur, które skrywały gwiazdy tworzące konstelację węża. Był zmierzch wigilii Samain i nadchodzili zmarli (s. 126-127).

Excalibur zgrabnie domyka wątki rozpoczęte w poprzednich częściach i rozwiązuje konflikty, których narastanie mogliśmy śledzić przez całą Trylogię arturiańską. Widać, że jest to dobrze skomponowane i autor od początku miał całościową wizję wydarzeń. W finale dochodzi do konfrontacji na które czekaliśmy od dawna: Artura z Mordredem, Derfla z Lancelotem czy Merlina z Nimue.
Kolejne decyzje podejmowane przez postacie uświadamiają, jak bardzo są one rozbudowane psychologicznie i jak ewoluują. W tym tomie ogromnie w moich oczach zyskała Ginewra. Nie znaczy to, że ją polubiłam, ale trzeba oddać Cornwellowi, że udało mu się stworzyć wyrazistą i ciekawą bohaterkę. W legendach arturiańskich niewiasty są raczej marginalnymi postaciami, ale w Trylogii arturiańskiej mamy do czynienia z silnymi kobietami, które niejednokrotnie są bardziej niezłomne niż mężczyźni.

Historia jest opowieścią snutą przez mężczyzn i przez nich tworzoną, jednak w opowieści o Arturze kobiety lśnią niczym łuska łososia w mętnych wodach (s. 15)

W satysfakcjonujący sposób przedstawione są także losy Derfla, głównego bohatera cyklu. Jego życie nadal pełne jest burzliwych wydarzeń. Dowiadujemy się wreszcie, jak doszło do tego, że przyjął chrześcijaństwo i właściwie stał się sługą biskupa Sansuma.
Zakończenie także udało się nadzwyczajnie. Z jednej strony jest to wyraźne nawiązanie do klasycznej legendy, od której w swojej trylogii autor odszedł dość daleko, z drugiej jednak zostało utrzymane w bardzo cornwellowskim stylu.

Trylogia arturiańska to świetny cykl, który, co wcale nie zdarza się tak często, trzyma bardzo wysoki poziom i nie ma właściwie słabszych momentów. Cornwell opowiada po swojemu znane legendy, idąc raczej w stronę powieści historycznych niż fantasy, choć magii, druidów i zaklęć także nie brakuje. Jest mroczniej, brutalniej, bardziej realistycznie. A do tego cała trylogia przesiąknięta jest fatalizmem. Jak mawiał Merlin, los jest nieubłagany. Wszystkie wspaniałe zwycięstwa Artura nie zdały się na nic. Saksonowie powrócili, a on sam nie doczekał się wdzięczności za swoje czyny. Przetrwał jednak w legendzie, która niewiele miała wspólnego z rzeczywistością.  

Historia to nie tylko opowieść o tych, którzy ją tworzyli, to również opowieść o ziemi. Nazywamy wzgórze imieniem bohatera, który na nim poległ, a rzekę imieniem księżniczki, która uciekła na drugi jej brzeg, a gdy dawne imiona odchodzą w zapomnienie, stare opowieści zostają zastąpione nowymi. Sasi odbierają nam naszą ziemię i naszą historię. Są jak zaraza, a my nie mamy już Artura, który by nas chronił. Artura, bicza na Sasów, władcy Brytanii i człowieka, którego miłość zraniła bardziej niż jakikolwiek miecz czy włócznia (s. 180-181).
 
Wspomnę jeszcze, że książki są przepięknie wydane, w zintegrowanej szacie graficznej, twardych oprawach, ze złotymi tasiemkami w rolach zakładek.

Na blogu możecie też poczytać recenzje poprzednich części Trylogii arturiańskiej:


Autor:  Bernard Cornwell
Tytuł:  Excalibur      
Tytuł oryginalny: Excalibur    
Cykl: Trylogia arturiańska
Tłumaczenie: Anna Dobrzańska
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 600
Data wydania: 2018

Komentarze

  1. Wciąż mam zapisany ten cykl po Twoich recenzjach poprzednich tomów. Nie wiem kiedy uda mi się wziąć za czytanie, ale mam nadzieję, że najpóźniej w wakacje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę ci nawet zazdroszczę, że ta świetna lektura jeszcze przed tobą :)

      Usuń
  2. Uwielbiam legendy arturiańskie, dlatego z przyjemnością sięgnę po tę trylogię.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takiej wersji historii Artura jeszcze nie czytałaś :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Karl Edward Wagner „Kane. Bogowie w mroku”

Niech was Pustka pochłonie – „The Originals” sezon 4

…i do kotła wraca – Sarah J. Maas „Dwór mgieł i furii”

Pożegnanie z braćmi Winchester – recenzja 15 sezonu „Supernatural”

A zaczęło się od kotła – Sarah J. Maas „Dwór cierni i róż”