Białe piekło – Dan Simmons „Terror”


W maju 1845 r. dwa okręty – HMS Erebus i HMS Terror – wyruszyły na poszukiwanie Przejścia Północno-Zachodniego. Na czele ekspedycji stanął doświadczony żeglarz sir John Franklin. Okręty wyposażono w silniki parowe i wzmocniono kadłuby, by mogły zwycięsko walczyć z lodem. Zgromadzono zapasy żywności, które miały wystarczyć nawet na pięć lat. Wydawało się, że nic nie ma prawa pójść źle. A jednak to, co w teorii miało być wielkim zwycięstwem wieku pary, okazało się największą katastrofą w historii polarnych ekspedycji. 129 marynarzy przepadło bez wieści. Mimo licznych wypraw poszukiwawczych (w sumie było ich ponad 40 i pochłonęły kolejne ofiary) niczego nie udało się ustalić. Dopiero w 1859 r. na Wyspie Króla Williama znaleziono krótką notatkę informującą o uwięzieniu statków w lodzie, śmierci Franklina i desperackim rozkazie nowego dowódcy, Croziera, o opuszczeniu okrętów i powędrowaniu w kierunku rzeki Back.
W opowieściach Innuitów zachowały się historie o tragicznym marszu białych ludzi, którzy zjadali się nawzajem. Potwierdziły to badania kości znalezionych m.in. na Wyspie Króla Williama. Ostatnio dopisano kolejny rozdział do wiedzy o tragicznych losach wyprawy – w 2014 r. odnaleziono zatopiony wrak okrętu Erebus, a w 2016 r. odkryto Terror. A zatem nie wszyscy członkowie ekspedycji podporządkowali się rozkazom dowódcy. Niektórzy pozostali na statkach, próbując przetrwać na własną rękę. Co rzeczywiście wydarzyło się w białym piekle Arktyki, tego nie dowiemy się nigdy. Owa tragiczna historia stała się kanwą powieści Dana Simmonsa Terror. Wszystko, co wiadomo o tragicznych losach ekspedycji Franklina, autor doprawił własną wyobraźnią, strzępkami wiedzy zdobytymi przez naukowców oraz podaniami i mitologią Innuitów.


Terror jest zapisem tragicznych wydarzeń, którym autor nadał formę bliską dziennikowi pokładowemu. Każdy rozdział poprzedza długość i szerokość geograficzna oraz data, co pomaga wczuć się w klimat powieści. Simmons przedstawia opowieść z punktu widzenia różnych postaci – dowódców wyprawy oraz oficerów, czyli ludzi doświadczonych, wykształconych i bywałych, ale także zwykłych marynarzy – lodomistrzów, bosmanów czy matów. Dzięki temu obserwujemy cały przekrój ludzi uczestniczących w wyprawie i społeczeństwo, które tworzą. Sposób narracji, prowadzony naprzemiennie z punktu widzenia różnych bohaterów pozwolił Simmonsowi zarysować wiarygodne portrety psychologiczne. Sposób narracji także się zmienia – w większości wypadków jest prowadzona w trzeciej osobie, ale rozdziały opisane z perspektywy doktora Goodsira mają formę zapisków z prywatnego dziennika.
Początkowo fabuła nie jest linearna. Akcja rozpoczyna się w październiku 1847 r., gdy oba okręty od dawna tkwią w lodzie, by w kolejnych rozdziałach cofnąć się aż do maja 1845 r., czyli jeszcze przed wyruszeniem z portu Terroru i Erebusa. I to naprzemiennie. Jednak nie ma w tym żadnego chaosu, a starannie zaplanowaną intrygę. Wydarzenia z przeszłości rzucają nowe światło na teraźniejszość. Znajdziemy w nich zapowiedź nieszczęść, które trapią ekspedycję. Beztroska Johna Franklina, który nie przygotował planu ewakuacji, czy przykrycie go przez żonę flagą, co zwyczajowo robi się z umarłymi – to od samego początku wzbudza niepokój czytelnika. Atmosfera zagęszcza się od niepomyślnych omenów, zwiastujących tragiczny finał wyprawy. Już w pierwszym rozdziale pojawiają się wzmianki o tajemniczym monstrum, prześladującym ekspedycję. Szybko staje się jasne, że to nie bezrozumne, przerośnięte zwierzę, lecz coś o wiele groźniejszego, dysponującego inteligencją i realizującego swój szatański plan. Bestia nie wybiera przypadkowych ofiar – z precyzją pozbawia ekspedycję ludzi wartościowych i ważnych. Bawi się z marynarzami w paskudną grę, pozostawiając części ciał. Żadne zwierzę, polujące dla zaspokojenia głodu, nie postępuje w taki sposób. Między załogą szybko rozprzestrzeniają się plotki, że atakuje ich sam diabeł, a jest on związany z przebywającą na Terrorze młodą Eskimoską, której wyrwano język, a Anglicy nazywają ją Lady Ciszą.

Diabeł, który próbował ich zabić w tym białym Królestwie Diabła, miał nie tylko postać porośniętego futrem drapieżnika, lecz był wszystkim, co ich otaczało – nieustępliwym zimnem, wszechobecnym lodem, burzami, brakiem jakiejkolwiek zwierzyny, która mogłaby służyć im za pożywienie, górami lodowymi, które wędrowały przez zamarznięte morze, nie zostawiając za sobą nawet skrawka otwartej wody, wałami lodowymi wyrastającymi znienacka z powierzchni paku, tańczącymi gwiazdami, zepsutym i śmierdzącym jedzeniem w puszkach, latem, które nie nadeszło po wiośnie – wszystkim. Potwór z lodu był tylko jednym z wcieleń Diabła, który chciał ich śmierci. I chciał ich cierpienia (s. 167). 

Terror jest z jednej strony drobiazgowym zapisem tragicznej w skutkach wyprawy, do którego autor bardzo dobrze się przygotował. Do tego stopnia, że jeżeli ktoś w ogóle nie interesuje się marynistyką, może w niektórych fragmentach mieć problem ze zrozumieniem tekstu. Simmons skrupulatnie zawarł w tekście wszystkie znane fakty dotyczące ekspedycji Franklina. I to jest bazą do dodawania elementów fikcyjnych.
Dla mnie jest to powieść historyczna, z nieco zapomnianym dziś wątkiem odkrywania nieznanych zakątków naszej planety. Do tego autor dodaje elementy grozy. Krajobraz jest wymarzony – dwa statki uwięzione w lodzie i zupełnie odcięte od świata, mróz, śnieg, zimno, a wreszcie polarna noc. W takich warunkach muszą rodzić się demony. I tak rzeczywiście jest.
Terror jest jedną z powieści, które od samego początku urzekają niesamowitym klimatem, który dodatkowo cały czas się zagęszcza. Ujął mnie też sposób, w jaki autor oddał hołd klasykowi opowieści niesamowitych – Edgarowi Allanowi Poe’mu. Opis karnawału urządzonego przez marynarzy został zainspirowany nowelą Poe’go Maska Śmierci Szkarłatnej (inne polskie tłumaczenie to Maska Czerwonego Moru). Sceneria jest niemal identyczna, łącznie ze słynnym czarnym pokojem i zegarem wybijającym północ. W obu przypadkach zjawia się także niespodziewany gość, którego ludzie za wszelką cenę próbowali uniknąć i ulegli ułudzie bezpieczeństwa. W noweli Poe’go jest to Śmierć Szkarłatna, a u Simmonsa prześladujący wyprawę potwór. To jeszcze jeden przyczynek do konsekwentnie budowanego przekonania, że z białego piekła Arktyki nikt nie wyjdzie żywy.
Simmons bardzo udanie wplótł koncepcję Tuunbaqa w mało znaną mitologię innuicką tak że prawdziwe wierzenia płynnie łączą się z jego wyobraźnią. Gdy w finale wszystkie karty zostają odkryte, możemy jeszcze raz spojrzeć na całą historię i westchnąć z podziwu nad kunsztem autora, który świetnie poprowadził opowieść. 


Ale Terror jest także (a może przede wszystkim) przypowieścią o ludzkiej naturze, o tym, do czego zdolny jest człowiek postawiony w ekstremalnych warunkach. Mamy okazję obserwować całą paletę zachowań jednostek desperacko walczących o przetrwanie. W niektórych wyzwalają się najgorsze, wręcz demoniczne cechy. Inni zdobywają się na poświęcenie, a nawet bohaterstwo, woląc śmierć niż rezygnację ze swoich moralnych przekonań.

Terror Dana Simmonsa to znakomita powieść, która od pierwszych stron oczarowała mnie niezwykłym, niepokojącym klimatem. Statki uwięzione w lodzie, potwór, nadciągająca polarna noc, kolejne tragedie dotykające ekspedycję Franklina i gasnąca nadzieja na ratunek. A wszystko to oddane w niezwykle sugestywny sposób. Atmosfera gęstnieje, a w ludziach budzą się demony wcale nie mniej groźne od bestii czającej się w pobliżu.
Terror jest wyśmienitą wariacją na temat zaginionej ekspedycji Franklina, która od lat budzi zainteresowanie naukowców i zwykłych ludzi. Wciągająca, przejmująca i mrożąca krew w żyłach lektura. Polecam wszystkim wielbicielom dobrej literatury.

Wydanie
Z okazji premiery serialu opartego na powieści Dana Simmonsa wydawnictwo Vesper uraczyło nas wznowieniem Terroru w serialowej oprawie. I cieszę się, że poczekałam z zakupem, bo to wydanie pięknie prezentuje się na półce.
Na okładce możemy zobaczyć Ciarána Hindsa, który wcielił się w postać Johna Franklina. Ma ona nietypową fakturę przypominającą płatki śniegu. W środku, obok zakładki, znajdziecie także posłowie napisane przez dr. hab. Grzegorza Rachlewicza, przybliżające historię poszukiwań Przejścia Północno-Zachodniego oraz zbiór kolorowych ilustracji związanych z tematyką powieści. Oby więcej tak starannych, bibliofilskich wydań.

Wpis bierze udział w wyzwaniu Tropem fantastycznych postaci. Demon z Terroru to Tuunbaq.


Autor:  Dan Simmons
Tytuł:  Terror
Tłumaczenie: Janusz Ochab
Wydawnictwo: Vesper
Liczba stron: 692
Data wydania: 2018

Komentarze

  1. Chwilę potrwa, zanim dokończę te wielkie tomiszcze, ale już sam początek wciąga i daje przedsmak grozy i mroźnej, lodowej atmosfery, którą tak świetnie Simmons potrafi operować.

    Świetna recenzja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby objętość spora, ale tak się wciągnęłam, że sama nie wiem kiedy, a już dotarłam do końca. Uwierz mi, ta niesamowita atmosfera będzie narastać w trakcie lektury.

      Dziękuję :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Niech was Pustka pochłonie – „The Originals” sezon 4

Pożegnanie z braćmi Winchester – recenzja 15 sezonu „Supernatural”

Co poszło nie tak w serialu „Przeklęta” („Cursed”)

Kosmos już nigdy nie będzie taki sam – „The Expanse”

Top 5 książek fantastycznych z motywem zimy