Kolejny obrót koła – Jacek Łukawski „Pieśń i krzyk”


Uwaga. Recenzja zawiera spoilery do poprzednich tomów.

Nie o takie Wondettel walczyłem – może śmiało powiedzieć Arthorn, ponieważ jego poświęcenie i starania nie zostały ani trochę docenione. Księżniczka Azure, której umożliwił powrót do domu, w nagrodę skazuje drużynnika na galery. Co prawda, miała ochotę na publiczną egzekucję, ale przecież co się odwlecze, to nie uciecze. Arthorn i Marcas zostali uznani za zdrajców, za to lord Auriss, małżonek Azure, oficjalnie jest wybawicielem Wondettel. Ale i jemu ponętna żona potrafi nieźle dać się we znaki. Ponieważ klątwa znika, królowa pragnie odzyskać Martwicę, na którą ostrzy sobie zęby potężny sojusz Nife. Wielka wojna wisi w powietrzu. Tymczasem pradawne potęgi z przyjemnością obserwują, jak ich ludzkie pionki przemieszczają się na szachownicy, nie wiedząc, o co naprawdę toczy się gra i jaką rolę odgrywa w niej Martwa Ziemia.

Pieśń i krzyk Jacka Łukawskiego to trzecia, ostatnia część trylogii Kraina Martwej Ziemi. Choć to fantasy, nie kończy się wielką, epicką bitwą. To znaczy, bitwy się toczą, ale trochę na uboczu, a autor skupia się na tych mniejszych pojedynkach toczonych między bohaterami, których konflikt narasta od pierwszej części. I w sumie dobrze to się zgrywa z wcześniejszymi wzmiankami, że obecna rozgrywka to po prostu kolejna odsłona konfliktu, który co ileś wieków powtarza się wciąż na nowo. Tyle że zmieniają się bohaterowie (a przynajmniej niektórzy z nich). I to właśnie oni dostają swoje zakończenia, wracają do miejsca, w którym to wszystko się zaczęło.
Wielu z nich przeszło bardzo długą drogę. Jak Arthorn, który zrozumiał, że nic go już nie łączy z Wondettel i pragnie tylko spokojnego życia. W tym tomie wreszcie dowiadujemy się co nieco o przeszłości tego bohatera, co pozwala lepiej zrozumieć podejmowane przez niego decyzje. Azure okazuje się niestety kopią matki i fatalną władczynią, a u jej boku błyszczy Auriss, który wyrósł na tak mądrego i rozważnego króla, że aż sama się zdziwiłam (a Salebesh podziela moje zdumienie). W ogóle żałuję, że tych dwóch bohaterów ma tak mało wspólnych scen, bo ich relacja jest bardzo ciekawa, a odmienne osobowości świetnie się zgrywają. Ogólnie rozwój postaci w Krainie Martwej Ziemi uważam za ciekawy i dość zaskakujący, nowe postacie także dają radę (Gradlon), zabrakło mi jednak rozbudowania wątku Nyz’gam i Fardora. Jest on kluczowy dla fabuły i choć autor nie zostawia czytelnika bez odpowiedzi, to jednak możnaby wycisnąć z niego znacznie więcej. Podobnie jak z Dorsal, którzy wydają się w tym tomie niezbyt ważni, a przecież zapowiadali się na najgroźniejszych wrogów.

Widać że autor ma świadomość gatunku, w którym pisze, ale zachowując ramy, stara się dodać do nich coś nowego. Wspomniana końcowa bitwa przemyka w tle, a fabuła skupia się na małych zakończeniach bohaterów. Nie ma tutaj klasycznego podziału na dobrych i złych, bo wszyscy są po prostu pionkami na jednej szachownicy sterowanej przez znacznie potężniejsze siły. Bo to ludzie są ważni, a nie idea. Arthorn nie walczył o Wondettel, lecz dla starego króla i Garharda. Po ich odejściu nie ma już związku z królestwem, które nie dba o swoich bohaterów i pogrąża się w chaosie, a szlachta, wyruszając na wojnę, myśli nie o walce, ale o odpowiednio strojnych ubraniach, wierząc, że wrogowie pierzchną na sam ich widok.

Charakterystyczne cechy poprzednich tomów – elementy zaczerpnięte z mitologii słowiańskiej i nawiązania do różnych dzieł kultury, także w Pieśni i krzyku mają się dobrze. Autor rozwija warsztat z każdą książką, więc wypada to coraz lepiej i naturalniej. Słowiańskości w tym tomie może trochę mniej, ale świat czartów i płanetników nadal jest rozbudowywany. Co do intertekstualnych nawiązań (i nie tylko) jest ich całe mnóstwo – od słynnej sceny z Jak rozpętałem II wojnę światową, poprzez Potop aż po Grę o tron.

Pieśń i krzyk to dobre zakończenie trylogii Kraina Martwej Ziemi Jacka Łukawskiego. Książka czasem w sposób nie do końca oczywisty, ale zadowalający, kończy wszystkie wątki. Autor pokazuje, że dobrze czuje się w klimacie fantasy i potrafi pobawić się występującymi w nim schematami. Jest to historia nie o walce dobra ze złem, ale o ludziach będących pionkami na szachownicy potęg, których nie rozumieją. Całość wybrzmiewa tym oryginalniej, że cechą charakterystyczną cyklu są nawiązania do mitologii słowiańskiej (szczególnie udane spojrzenie na czartów i płanetników) oraz innych dzieł literackich, filmowych, a także baśni.  

O książce możecie również przeczytać na blogu.

Autor:  Jacek Łukawski              
Tytuł: Pieśń i krzyk
Cykl: Kraina Martwej Ziemi
Wydawnictwo: SQN   
Liczba stron: 432
Data wydania: 2018

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kosmos już nigdy nie będzie taki sam – „The Expanse”

Zagłada domu Sharpe’ów – „Crimson Peak. Wzgórze krwi”

Pożegnanie z braćmi Winchester – recenzja 15 sezonu „Supernatural”

Niespodzianki nie zawsze są miłe - Katarzyna Bonda „Sprawa Niny Frank”

5 powodów dla których warto oglądać „Nie z tego świata” („Supernatural”) plus kilka uwag o dziesiątym sezonie