Miecze w dłoń i czas na wyprawę – Jacek Łukawski „Krew i stal”


Sto pięćdziesiąt lat temu w czasie bitwy doszło do incydentu, jakiego nikt nie przewidział. Rzucone jednocześnie przez magów obu stron czary doprowadziły do powstania Martwicy, która wypaliła na tych terenach wszelkie życie i stała się granicą królestwa Wondettel. Jednak czar zaczyna zanikać, stary król słabnie, władza Azure, następczyni tronu, jest niepewna, a wrogowie zaczynają podnosić głowy. W tych trudnych czasach do Martwicy zostaje wysłany specjalny oddział mający odnaleźć potężne artefakty ukryte w świątyni. W wyprawie bierze udział także Arthorn, który jako jedyny zna jej prawdziwy cel. Jednak nic nie idzie zgodnie z planem.

Krew i stal Jacka Łukawskiego to pierwszy tom trylogii Kraina Martwej Ziemi i zarazem debiutancka powieść autora. To klasyczne high fantasy tajemniczy główny bohater, wyprawa po skarb, który ma ocalić świat, tajemniczy artefakt i tak dalej. Początek powieści nie jest zbyt udany. Autor skupił się na opisach, które swoją drogą są bardzo dopracowane, ale cierpi na tym tempo akcji. W pierwszych rozdziałach jest też problem z bohaterami – bo są oni tak enigmatyczni i pozbawieni osobowości, że wszyscy zlewają się w jedno. Na szczęście potem jest już lepiej i po mozolnym początku, książka zaczęła mnie wciągać.
Bo i fabuła, choć bazująca na znanych wzorcach, okazała się całkiem ciekawa i finalnie dobrze rozplanowana. Nie zdradzono zbyt wiele, świat Martwej Ziemi pozostaje dość enigmatyczny, a dopiero końcówka sygnalizuje, z kim rzeczywiście przyjdzie zmierzyć się bohaterom.

Tytuł Krew i stal w sumie dobrze oddaje charakter powieści. Bo mimo pojawiania się fantastycznych stworzeń i magii, Łukawski stara się kreować ten świat w sposób brutalny, surowy i – jakkolwiek w odniesieniu do fantasy by to nie zabrzmiało – realistyczny. Bohaterowie nie machają więc różdżkami na każdym kroku i nie rzucają zaklęć na prawo i lewo. Trup ściele się dość gęsto, księżniczki nie są zbyt cnotliwe, a bohaterowie nie wychodzą bez szwanku z wszystkich niebezpieczeństw. A że autor zdaje sobie sprawę z pewnych prawideł gatunku o tym świadczą dwie urocze opowieści ukazujące w krzywym świetle klasykę fantasy – Władcę Pierścieni i Wiedźmina.

To nie jest ballada pijanego barda, Gwydonie, nie każdy stary miecz musi być czarodziejski, tak jak nie w każdej pieczarze smok ma przykutą księżniczkę, która tylko czeka, byście ją uwolnili (s. 115).

Na pewno warto zwrócić uwagę na język powieści. Autor solidnie się do jej pisania przygotował, a do tego konsekwentnie stosuje staropolską archaizację. W efekcie wypada to dobrze, a nawet bardzo dobrze. Smaczku całości dodają nawiązania do mitologii, a właściwie demonologii słowiańskiej. Bo zamiast elfów i krasnoludów, którzy zwyczajowo zaludniają książki fantasy, w Krwi i stali spotkamy wiły, rusałki, dziwożony, nocnice, no i czarty. Pomysł na czarty u Łukawskiego podoba mi się chyba najbardziej. Wszystkie fragmenty, w których pojawiają się słowiańskie demony, są naprawdę klimatyczne. Autor ma też smykałkę do pisania scen w klimatach grozy. A kilka takich w brutalnym świecie Krainy Martwej Ziemi znajdziecie.  

Krew i stal Jacka Łukawskiego nie jest debiutem pozbawionym wad. Początek powieści jest dość nużący, a i ekspozycja bohaterów pozostawia trochę do życzenia. Na szczęście potem jest już lepiej. Powieść jest dopracowana pod względem językowym, fabuła zaczyna wciągać, a istoty z demonologii słowiańskiej i sceny grozy budują naprawdę fajny klimat. Tak że mogę stwierdzić, iż mi się podobało i zacząć czytać kolejny tom.

O wydaniu
Wydawnictwu SQN należą się brawa za szatę graficzną Krwi i stali. Okładka jest w gruncie rzeczy prosta, oparta głównie na kontraście bieli i czerwieni, z obowiązkowym mieczem (gdybym robiła zestawienie książek fantasy z mojej biblioteczki, które mają miecz na okładce, byłoby tego naprawdę sporo), ale świetnie oddaje treść powieści. Do tego klimatyczne ilustracje Rafała Szłapy, mapa (wiadomo, że książka fantasy musi mieć mapę) i drobna grafika przed każdym rozdziałem. Wygląda to super. Tylko czcionka mogłaby być większa.

O książce możecie również przeczytać na blogu:
Unserious.pl

Autor:  Jacek Łukawski              
Tytuł: Krew i stal
Cykl: Kraina Martwej Ziemi
Wydawnictwo: SQN   
Liczba stron: 376
Data wydania: 2016

Komentarze

  1. Nie czytam fantastyki, więc tym razem podziękuję. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tego, co pamiętam początek był "przeciągnięty", ale sama książka jako debiut, zrobiła na mnie dobre wrażenie. No, ale ja jestem miłośniczką takich klimatów i tu nie potrzeba wiele, żeby mnie przekabacić. ;) :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to jest w sumie dobra książka z fajnym klimatem, ale początek ma nie za dobry. Też lubię takie klimaty i dawno miałam ją na półce, ale w końcu nadrobiłam zaległości :)

      Usuń
  3. Nie jestem jakoś hiper-zaciekawiona, ale trochę-zaciekawiona jak najbardziej. Wyszukałam na Legimi i dodałam na półkę. Może uda mi się znaleźć niedługo czas na lekturę :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kosmos już nigdy nie będzie taki sam – „The Expanse”

Zagłada domu Sharpe’ów – „Crimson Peak. Wzgórze krwi”

Pożegnanie z braćmi Winchester – recenzja 15 sezonu „Supernatural”

Niespodzianki nie zawsze są miłe - Katarzyna Bonda „Sprawa Niny Frank”

5 powodów dla których warto oglądać „Nie z tego świata” („Supernatural”) plus kilka uwag o dziesiątym sezonie