A drogi biegną wciąż naprzód – „Szpony i kły. Opowieści z wiedźmińskiego świata” (recenzja)
Z okazji trzydziestej rocznicy publikacji Wiedźmina Andrzeja Sapkowskiego na łamach „Nowej Fantastyki” ogłoszono konkurs na opowiadania rozgrywające się w stworzonym przez niego uniwersum. I w taki właśnie sposób powstał zbiór Szpony i kły. Opowieści z wiedźmińskiego świata. Zawiera on jedenaście tekstów, w różny sposób korespondujących z prozą Sapkowskiego. Niektórzy dopisują kolejne przygody na szlaku, inni wyjaśniają niedopowiedzenia, jeszcze inni ukazują wydarzenia z odmiennej perspektywy. Choć poziom opowiadań się różni, jak to w antologiach bywa (jeszcze nigdy nie czytałam takiej, w której wszystkie teksty byłyby jednakowo dobre), to jako całość Szpony i kły robią bardzo dobre wrażenie. Teksty czyta się niezmiernie szybko i z przyjemnością. Pokazują też, jak mocno w pojmowanie wiedźmińskiego świata wpisuje się to, co znamy z gier.
Całość otwiera zwycięzca konkursu
czyli Kres cudów Piotra Jedlińskiego. Wcale się nie dziwię, że to
opowiadanie wygrało, bo naprawdę najlepiej imituje styl Sapkowskiego. Mamy tu charakterystyczne zabawy językiem,
balansowanie między mową potoczną i współczesnymi wtrąceniami. A także lekkie
pokpiwanie z naiwnej ludzkiej wiary w cuda, która, jak się jednak okazuje, cuda
może czynić. Tyle że wątpliwe, by wyszło to światu na zdrowie. Jedliński
przemyca też w swoim tekście nawiązania do mitologii słowiańskiej, motyw
nawiedzonej budowli, a wreszcie mniejsze zło, neutralność, a wszystko to doprawione
sporą dawką humoru.
Krew na śniegu. Apokryf Koral Beatrycze Nowickiej to jedna z tych historii, które skupiają się na epizodycznej
postaci wiedźmińskiego świata, w tym wypadku oczywiście Koral, i jej spotkaniu z Geraltem.
Wspólnie wyjaśniają zagadkę owianego złą sławą Wiedźmiego Jaru. Smaczku tej
historii dodaje fakt, że spięto ją klamrą, opisującą ostatnie chwile
czarodziejki przed bitwą pod Sodden. A wszyscy wiemy, jak się ona dla niej
skończy. Dzięki temu inaczej patrzy się na bohaterkę ze spokojem przygotowującą
się do walki.
Ironia losu Sobiesława Kolanowskiego to jedno z moich ulubionych opowiadań ze
zbioru, autor podejmuje bowiem motyw, który mnie najmocniej kojarzy się z prozą
Sapkowskiego – człowieka w potworze. Latawica Tamra jest demonem doskonale przystosowanym do
świata, nie bezrozumną bestią, lecz czymś znacznie bardziej ludzkim, co
niepokoi nawet Geralta. Jest tu wewnętrzny konflikt, też bardzo w wiedźmińskim
duchu, z innymi latawcami, które nie porzuciły bałamucenia i zabijania ludzi,
co więcej uważają, że ich obowiązkiem jest pokazać takim odmieńcom jak Tamra,
że ich sposób na życie nie jest dobry. Opowiadaniu
brakuje tylko nieco mocniejszej i zapadającej w pamięć puenty.
Nadia Gasik w Co dwie głowy… (bardzo fajna dwuznaczność tytułu, za to daję duży plus) przedstawia spotkanie Triss Merigold i Lamberta po śmierci Geralta. Razem mają pozbyć się mantikory przeszkadzającej w rozwoju pewnego miasteczka, zagnieździła się bowiem w kopalni złota. Ten tekst to takie klasyczne fan fiction, ale czyta się go bardzo przyjemnie i dialogi też ma niezłe. Za to ze Skalą powinności Katarzyny Gielicz mam pewien problem. Jest tu bardzo dobry pomysł, ponieważ opowiadanie w założeniu ma wyjaśniać, jak to się stało, że Coën zdecydował się zawiesić neutralność na kołku i ruszył do walki z ludźmi. Jego relacje z Narsi nie są jednak zbyt dobrze określone. Czegoś w tym brakuje, a przez to całość wypada nieco sztucznie.
Barbara Szeląg w Bez wzajemności nawiązuje do Trochę poświęcenia, a główną bohaterką jest Elle, starsza siostra Essi Daven. Ponownie mamy zaślubiny, potwora w morzu i tajemniczą Sha, której sposób przedstawiania przywodzi na myśl syrenę. Gorzkie zakończenie historii zestawione z klasycznymi motywami baśni wypada tu całkiem nieźle.
Nikt jednak nie poznał tej wersji opowieści. Bo i któż chciałby słuchać o tym, że istnieje miłość bez wzajemności, a pocałunek nie odczarował księcia potwora? Nie, lepiej było wierzyć, że wszystko skończyło się dobrze (B. Szeląg Bez wzajemności, s. 236).
Inną drogą poszedł Przemysław Gul w Lekcji samotności, skupił się bowiem na opowiedzeniu własnej
historii, doprawionej tylko scenami w których pojawiają się postacie znane ze
świata Sapkowskiego. Sednem opowiadania
jest nauka udzielana młodej i zdolnej czarodziejce przez jej mistrzynię. Sam
pomysł, by zastosować kompozycję szkatułkową był świetny, jednak wyjaśnienia na
końcu niepotrzebne. Jakby autor sam nie wiedział, czy jego lekcja
wybrzmiewa wystarczająco jasno. A myślę, że nie powinien wątpić w inteligencję
czytelnika. Tak czy owak, jest to jeden z moich ulubionych tekstów.
Jak wiadomo, wiedźmini za darmo nie pracują, więc gdy orenów brak trzeba samemu ubić potwora. Tylko że czasem nie jest on tym, czym się wydaje. Tomasz Zliczewski w Nie będzie śladu nawiązuje do motywu bestii w człowieku i nieufności wobec obcych. Wyszło całkiem nieźle, choć śledztwo można by było bardziej rozbudować, ale gorzka puenta zostaje w głowie.
Nic z tego nie będzie. To nie jest droga ani dla ciebie, ani dla nikogo innego. Zresztą to i tak historyjki ze starych czasów, a w nowych nie ma już miejsca dla wiedźminów. Za mało nas było, a potworów za dużo. Zdobyły ten świat, dzieciaku (T. Zliczewski Nie będzie śladu, s. 306).
Bohaterką Dziewczyny, która nigdy
nie płakała Andrzeja W. Sawickiego jest elfka Toruviel, która musi zmierzyć
się z nienawiścią, jaką żywi do ludzi. Uratowana przez uchodźców, dokonuje wyboru między ludźmi a
elfami. Tekst nie jest zły, ale jego
wydźwięk nie do końca pasuje mi do wiedźmińskiego świata, który nie preferuje
szczęśliwych zakończeń. Ballada o kwiatuszku Michała Smyka też
próbuje ugryźć temat z nieco innej strony, jest to bowiem zabawna historia
Jaskra, który po śmierci wraca jako duch. Ale odzyskuje świadomość tylko
wtedy, gdy jedna z jego ukochanych, Kwiatuszek, uprawia seks. Bard przekonuje
się na własnej skórze, że czasem lepiej nie deklarować miłości silniejszej niż
śmierć.
Zbiór zamyka tytułowe opowiadanie Szpony i kły Jacka wróbla, przedstawiające historię znaną z Wiedźmina, ale z perspektywy strzygi. Przyznaję, że liczyłam na więcej, bo pomysł kapitalny, ale oprócz szczurzej Wielojaźni, autorowi zabrakło pomysłu na mocniejszą kreację demona.
Wpis w ramach wyzwania Sylwki z bloga
Unserious.pl
– Polska fantastyka fajna jest. Szczegóły
znajdziecie w zakładce Wyzwania.
Tytuł: Szpony i
kły. Opowieści z wiedźmińskiego świata
Wydawnictwo: Supernowa
Liczba stron: 397
Data wydania: 2017
Recenzja bardzo ciekawa, ale ja nadal nie przekonałam się do fantastyki.
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Może kiedyś.
UsuńNie czytałam nigdy Sapkowskiego, jego prozę znam głównie ze słuchowisk i jakoś do takiej formy mnie ciągnie w przypadku opowieści o Geralcie. Może kiedyś zdecyduję się poznać to samo w wersji książkowej, a potem sięgnę po ten zbiór, bo na razie nie jestem do końca przekonana.
OdpowiedzUsuńMyślę, że warto spróbować wiedźmińskich opowiadań na początek, a potem zdecydujesz, co dalej :)
UsuńMIgnęła mi ostatnio gdzieś ta książka, ale nie wiedziałam, o co z nią chodzi, także dzięki za wyjaśnienie. Wiedźmin to wciąż coś, co planuję nadrobić, ale póki co odbijam się od ściany, więc zapewne ostatecznie tu trafię.
OdpowiedzUsuńProszę bardzo :) Ona może wyglądać trochę myląco przez ten widoczny na okładce duży napis Andrzej Sapkowski, ktory oczywiście świetnie działa marketingowo ;)
Usuń