„Poldark” – recenzja sezonu czwartego (ze spoilerami)



Poldark powrócił z czwartym, liczącym tylko osiem odcinków, sezonem. W przeciwieństwie do poprzednich, które bazowały na dwóch tomach sagi Winstona Grahama, czwarty obejmuje wydarzenia opisane tylko w jednej powieści – Fali gniewu. Nie jest to przypadek, ponieważ między wydarzeniami z tego tomu, a kolejnego – Przybysz z morza – minie dziesięć lat. Główni bohaterowie się zestarzeją, a coraz większą rolę w wydarzeniach zaczną odgrywać ich dzieci. Dla serialu jest to sytuacja znacznie bardziej problematyczna niż dla książki. Co zrobić z głównymi bohaterami? Postarzyć ich czy nie? Jak widzowie przyjmą nowe postaci i aktorów? Tymi kłopotami będziemy sobie zaprzątać głowę później, a na razie skupmy się na czwartym sezonie.


Zaczyna się od mocnego uderzenia i nawiązania do sceny, która wywołała ogromne zamieszanie po pierwszym sezonie serialu. Otóż znów mamy okazję podziwiać Aidana Turnera bez koszuli. BBC mrugnęło okiem do widza i przesłało jasny sygnał – nawet jeżeli uważacie, że Poldark to tylko guilty pleasure, to my się absolutnie tego nie wstydzimy. I dobrze. Warto też zauważyć, że być może rośnie konkurencja dla kultowej (a też przecież dodanej przez twórców ekranizacji) sceny, gdy swobodnie ubrany pan Darcy wychodził z jeziora. 
Poldark to serial, który wciąż melodramatem stoi. Tak więc i w tym sezonie nie mogło zabraknąć przeróżnych zawirowań uczuciowych, w wielu wypadkach wynikających z przekraczania barier klasowych. W związku Rossa i Demelzy pojawiają się napięcia, i tym razem nie z winy Rossa, ale jego żony i słabości, jaką żywi do Armitage’a. Nasz bohater czuje się bezradny, bo jak można walczyć z duchem? Kapitalna jest scena pojedynku, w której przeciwnik ma twarz Hugh. Bo koniec końców o to w tym naprawdę chodzi – Ross szuka możliwości poradzenia sobie ze zdradą żony. Napięcie między nimi trwa przez cały sezon, co owocuje wieloma ciekawymi rozmowami, pokazującymi, jak silnym uczuciem się darzą.
Wyzwaniem dla obojga jest nowa rola Rossa, który mimo początkowej niechęci poszedł w wielką politykę. Oczywiście ma to duży wpływ na małżeństwo z Demelzą, które staje się związkiem na odległość. To pomaga bohaterom spojrzeć na pewne sprawy z szerszej perspektywy. Serial bardzo ładnie rysuje paralelę między związkiem Rossa i Demelzy oraz Caroline i Dwighta. Ta druga para próbuje poradzić sobie z osobistą tragedią. Każde na swój sposób. Caroline wyjeżdża zatem do Londynu, a Dwight zostaje w Kornwalii. Razem z Demelzą, co skłania widza (i bohaterów) do zastanowienia się, czy gdyby poznali się wcześniej, nie byliby dla siebie lepszą opcją niż ich małżonkowie?
 Jak na naszego romantycznego bohatera przystało, Ross pragnie zmieniać świat tu i teraz, natychmiast. A gdy się nie udaje, pomaga przynajmniej tym, którym pomóc może. Tło społeczno-obyczajowe zawsze odgrywało w Poldarku dużą rolę i nie inaczej jest w czwartym sezonie. Mamy okazję zobaczyć, jak funkcjonuje wymiar sprawiedliwości i parlament. Jedna i druga obserwacja nie jest specjalnie budująca. Są równi i równiejsi, a najważniejszy jest pieniądz.

A skoro o pieniądzach już mowa, to gładko przechodzimy do mojego ulubionego czarnego charakteru czyli Jacka Farthinga w roli George’a Warleggana. Jego nienawiść do Rossa i chwilowo stłumiona zazdrość o Elizabeth tylko czekają na odpowiedni moment, by eksplodować. Niestety, scenarzyści bardzo jednoznacznie kreują tę postać. W książce Grahama George jest jednak potraktowany nieco łaskawiej. Właściwie nie mam problemów z odróżnieniem scen przeniesionych z prozy z tymi dopisanymi przez scenarzystów. Na szczęście Farthing daje radę, a jedna z finałowych scen, gdy Ross zjawia się w Trenwith to po prostu mistrzostwo.
W czwartym sezonie dużo ciekawszą postacią stała się Elizabeth grana przez Heidę Reed. Bohaterka wreszcie pokazała charakter. Postanowiła zaakceptować swój los, a przy tym zawalczyć o jak najwięcej dla siebie. Z oczywistych względów jest właściwie najważniejszą postacią dla tej odsłony Poldarka. Jej śmierć to zwiastun wielkich zmian w życiu naszych bohaterów. A sposób, w jaki scenarzyści postanowili pożegnać tę postać, może wręcz uchodzić za modelowy.
Retrospekcja pewnego wieczoru w Trenwith, gdy widzimy bohaterów, których pożegnaliśmy w poprzednich sezonach – Francisa i ciotkę Agathę – wprawia w nostalgiczny nastrój. I te słowa wymienione między Francisem a George’m, że dla Elizabeth liczy się tylko Ross, a oni dwaj mogą sobie o niej pomarzyć, wywołują uśmiech widza, który wie, że wszystko potoczyło się zupełnie inaczej. Ale los to wyjątkowo przewrotna bestia.

Śmierć Elizabeth zdominowała finał, ale twórcy zdecydowali się na domknięcie wielu innych wątków. Niestety, w sposób dość pospieszny. Morwenna, chyba najokrutniej doświadczona kobieca postać w sadze, doczekała się swego szczęśliwego zakończenia. Ale mam wrażenie, że zrobiono to zbyt szybko. Morwenna raz dwa pożegnała się z traumą i synkiem, którego niby tak mocno kochała, by rozpocząć nowe życie z uśmiechem na ustach. W książce było to znacznie lepiej rozegrane, gdyż Morwenna od początku nie kochała dziecka, widząc w nim odbicie męża-dręczyciela.
Także nieszczęście, które zawisło nad Caroline i Dwightem w finale zostaje przezwyciężone bez większego trudu. Mocno niezręcznie wypada rozmowa o powiększeniu rodziny w sytuacji, gdy Dwight przed chwilą był świadkiem, jak pacjentka zmarła po urodzeniu dziecka.

Poldark jak zwykle poświęca nieco miejsca sprawom kopalni, która znów daje się Rossowi we znaki, kryzysom społecznym oraz różnicom klasowym, które niezmiernie trudno jest pokonać. Mnie zawsze trochę żal jest Warleggana, który choćby nie wiem co, zawsze przegra z Rossem, tylko dlatego, że ten pochodzi z rodziny o długim rodowodzie. Moja demokratyczna dusza buntuje się przeciw takiemu podziałowi klasowemu.       

Od strony wizualnej Poldark jak zwykle wygląda przepięknie. Gdyby zatrzymać poszczególne kadry, cudowne ujęcia morza, klifów czy galopujących na koniach bohaterów i bohaterek, spokojnie można by je oprawić w ramki i powiesić na ścianie.
A żeby zanadto nudno nie było, choć piękna kornwalijskich klifów nigdy dość, to w tym sezonie wraz z Rossem wkraczamy w wielki świat Londynu, szalonych przyjęć i nieco innych obyczajów niż na prowincji, co dodaje całości smaku.

Poldark utrzymuje wysoki poziom. Jeżeli lubicie seriale kostiumowe, a jeszcze go nie widzieliście, to doprawdy koniecznie musicie nadrobić zaległości.

Recenzje poprzednich sezonów możecie przeczytać:
a o Fali gniewu, na podstawie której nakręcono czwarty sezon serialu 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Niech was Pustka pochłonie – „The Originals” sezon 4

Karl Edward Wagner „Kane. Bogowie w mroku”

A zaczęło się od kotła – Sarah J. Maas „Dwór cierni i róż”

Kosmos już nigdy nie będzie taki sam – „The Expanse”

Raz na zawsze król – Bernard Cornwell „Zimowy monarcha”