Stare baśnie opowiedziane na nowo – John Gardner „Szalona pani. Królewski goniec” (recenzja)
Szalona pani i Królewski goniec to dwa opowiadania, do których bardziej pasuje określenie baśnie czy dawne opowieści napisane przez Johna Gardnera w postmodernistycznym stylu. Nakładanie na klasyczne historie i archetypy zupełnie nowych warstw jest kluczem do ich odczytania.
Szalona pani to wariacja na temat klasycznej baśni przedstawiana z punktu widzenia trzech postaci typowych dla tego gatunku. Tytułowej szalonej królowej Luizy, która w zależności od nastroju jest najpiękniejszą kobietą na świecie lub ropuchą. Jej męża, dzielnego króla Grzegorza mającego problemy ze swoim błaznem oraz Muriel, królewny, która kiedyś była biedna i nosiła imię Tania. Jednak skoro królowa twierdzi, że to nieprawda, kim ona jest, by temu zaprzeczać?
Królewski goniec to jeszcze dziwniejszy utwór w którym stary marynarz opowiada historię wielkiej mistyfikacji związanej z jego przypadkowym udziałem w wyprawie statku wielorybniczego. Jednak kapitan Dirge wcale nie szuka czegoś tak oczywistego, jego celem są Znikające Wyspy i własny cień.
Są prawdy i prawdy – powiada surowo. – Jeśli opowieść wydaje się być pozbawiona sensu, trzeba szukać głębiej, ot i cała tajemnica! (Królewski goniec, s. 126).
Wspólną cechą obu utworów oprócz nawiązywania do znanych historii, w przypadku Szalonej pani są to baśnie i romanse rycerskie, a w Królewskim gońcu przede wszystkim Moby Dick Hermana Melville’a i Opowieść Artura Gordona Pyma z Nantucket E. A. Poe’go, są ciągłe zmiany rzeczywistości. Nie ma nic stałego, jest ona płynna, faluje. Królowa Luiza zmienia nie tylko postać, ale i losy innych ludzi jak Tanii nagle przemianowanej na królewnę. Jeszcze wyraźniejsze jest to w Królewskim gońcu, który nawiązuje do sztuczek czarnoksięskich i popisów brzuchomówców, a główny bohater jest urodzonym łgarzem, raz po raz zmieniającym swoją historię. I to jest cecha opowieści Gardnera, który zaczyna jedną fabułę, by po chwili zabawić się z czytelnikiem i przedstawić mu coś zupełnie innego. Metamorfozy dawnych opowieści są kluczem pisarskim tych tekstów. Stare zwyczaje to najlepsze zwyczaje – mówią królowie w Szalonej pani, po czym na poparcie swojej tezy rezygnują ze zdobyczy nowoczesnej techniki – mieczy, kopii i katapult – na rzecz maczug nabijanych wielkimi kolcami. Luiza jest szalona, ale to ona powstrzymuje bezsensowną rzeź między wojskami dwóch królów, przyprawiając męża o rozpacz.
Do tekstów nieubłaganie przenika duch nowych czasów. Dawni przyjaciele Tanii, którzy też chcą zostać królewnami i królewiczami, postanawiają wzniecić rewolucję. W Królewskim gońcu John Gardner przerywa opowieść, by przekazać czytelnikowi własne odautorskie notatki.
Istniejesz ty, drogi czytelniku, istnieję i ja, John Gardner, człowiek, który z pomocą Poe’go, Melville’a wielu innych napisał tę książkę. Ta książka zaś nie jest dziecięcą zabawką, choć piszę ją bardziej niż kiedykolwiek dręczony wątpliwościami. Nie jest zabawką, a dziwnym, chwiejnym posągiem, kolażem, hymnem na cześć literatury i życia, rzeźbą plenerową, grobową kryptą (Królewski goniec, s. 248).
Czy warto przeczytać? To zależy. Dla mnie szukanie tych opowieści w opowieści było niezłą zabawą, choć nie łudzę się, że wyłapałam wszystkie nawiązania Gardnera. Ale to przykład utworu w którym bardziej niż co, interesuje mnie jak to zostało napisane.
Autor: John Gardner
Tytuł: Szalona Pani. Królewski goniec
Tytuł oryginalny: The King’s Indian: stories & tales
Tłumaczenie: Julita Wroniak
Wydawnictwo: Czytelnik
Liczba stron: 257
Data wydania: 1982
Na pewno znajdą duże grono zainteresowania wśród czytelników.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że tak będzie :)
Usuń