Zanurzenie w Śnieniu – „Sandman”

 

Kadr z serialu Sandman, Netflix, 2022.

Pogłoski o przeniesieniu na ekran serii komiksów Sandman Neila Gaimana pojawiały się od wielu lat. Nic jednak nie wychodziło z tych planów, w dużej mierze dlatego, że autor nie zgadzał się na zmiany w materiale źródłowym proponowane przez innych. Po obejrzeniu produkcji od Netflixa mogę napisać, że bardzo dobrze się stało, bo serialowy Sandman ma w sobie coś unikatowego i choć sama nie znam oryginału, wierzę na słowo tym, którzy mówią, że jest to wierna adaptacja.

Głównym bohaterem jest tytułowy Sandman, zwany też Morfeuszem lub Snem, pan krainy Śnienia, snów i koszmarów. Na początku XX w. Roderick Burgess, opętany obsesją przywrócenia życia synowi, postanawia uwięzić Śmierć i zmusić, by spełniła jego żądanie. Jednak plan spala na panewce, gdyż w pułapkę wpada Morfeusz. Nie było to zgodne z zamiarami Burgessa, ale nie ma zamiaru wypuścić zdobyczy, licząc, że od tak potężnej istoty dostanie coś wartościowego: wieczne życie lub bogactwo. Konsekwencje uwięzienia Snu są poważne: mnóstwo ludzi zapada na tajemniczą chorobę i nie może się obudzić, zostawione bez władcy Śnienie popada w ruinę, a pozbawione kontroli koszmary sieją postrach w świecie ludzi. Tym wszystkim problemom Sandman będzie musiał zaradzić po uwolnieniu.

Serial ma dość nietypową linię narracyjną, formą przypomina bardziej antologię, a odcinki co prawda są ze sobą powiązane, jednak często dość luźnymi nićmi. Pierwsza część sezonu skupia się na Morfeuszu i jego działaniach związanych z odzyskaniem kluczowych dla niego artefaktów. Łatwo nie będzie, bo po jeden z nich należy zstąpić aż do piekieł. W drugiej części sezonu Sen musi uporać się z Wirem Snów pod postacią rozdzielonej z bratem dziewczyny i Koryntczykiem, koszmarem, który wymknął się spod kontroli. Morfeusz wydaje się tu nieco mniej istotny niż w pierwszej części serialu. Jednak mnie forma Sandmana bardzo się podoba. Jest w niej pewna oniryczność, niejednoznaczność, przenikanie się świata snu i jawy.

Nie da się ukryć, że jest to przepiękny serial. Poszczególne kadry budzą zachwyt, niezależnie od tego czy akcja dzieje się na ziemi, czy w innych krainach przez które podróżuje Morfeusz. Oglądanie jest prawdziwą przyjemnością. Gaiman bardzo chętnie korzysta z odniesień do różnych mitologii i religii, mieszając je w jednym kotle. Znalazło się tu miejsce dla Kaina i Abla czy znanych z greckich opowieści Mojr, jednak serial wykorzystuje je do budowania własnej mitologii. Pobrzmiewa tu koncepcja na której bazują Amerykańscy bogowie, moja ulubiona powieść, Gaimana. Byty wyższe istnieją dopóki ktoś w nie wierzy, bez ludzi są skazane na zagładę. Sandman jest mroczny i chętnie miesza gatunki w różnych odcinkach – trochę fantasy, thrillera, dramatu, horroru, a czasem nawet komedii. Błyska też czarnym humorem, gdy mordercy organizują zjazd podszywając się pod wielbicieli płatków śniadaniowych.

Strzałem w dziesiątkę było obsadzenie Toma Sturridge’a w roli Morfeusza. Kreuje on magnetycznego bohatera/antybohatera, który kieruje się własnymi zasadami, nie mającymi nic wspólnego z ludzką moralnością. Sen w jego interpretacji ma w sobie mrok i nieludzkość, kwestie wymawia z pewną dozą obojętności, ale i przekonania o swojej racji. Ale spoza tej maski zaczyna wyzierać fakt, że długoletnia niewola zmieniła nawet Nieskończonego.

Zresztą obsada Sandmana jest bardzo ciekawa i dobrze dobrana. W pamięć zapada zwłaszcza Boyd Holbrook jako Koryntczyk, który kradnie każdą scenę dla siebie czy Kirby Howell-Baptiste w roli niezwykle empatycznej Śmierci.

Pierwszy sezon Sandmana był pięknym snem. Mam nadzieję, że dostanie kontynuację.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kosmos już nigdy nie będzie taki sam – „The Expanse”

Zagłada domu Sharpe’ów – „Crimson Peak. Wzgórze krwi”

Pożegnanie z braćmi Winchester – recenzja 15 sezonu „Supernatural”

Mrok w szarym człowieku – „Upadek” („The Fall”)

5 powodów dla których warto oglądać „Nie z tego świata” („Supernatural”) plus kilka uwag o dziesiątym sezonie