Na zawsze i na wieczność – „The Originals” sezon 3
„The Originals” to spin –
off serialu „Pamiętniki wampirów”. Skupia się na losach Pierwotnych, rodzeństwa
Mikealsonów, którzy byli pierwszymi wampirami na świecie. A konkretnie trójki z
nich, która dożyła do tego czasu (choć jak się okazało w trakcie akcji,
podobnie jak w przypadku „Pamiętników wampirów”, w tym uniwersum pojęcie
śmierci jest względne) – Klausa (Joseph Morgan), Elijaha (Daniel Gillies) i
Rebeki (Claire Holt). Opuszczają oni Mystic Falls, by powrócić do Nowego
Orleanu, miasta, które przed laty pomogli stworzyć.
Główną linią fabularną
trzeciego sezonu „The Originals” jest przepowiednia, która głosi, że Klaus,
Elijaha i Rebeka zginą. Jedno z winy wroga, drugie przez przyjaciela, a trzecie
przez rodzinę. Do Nowego Orleanu ściągają pierworodni trójki wampirów –
psychopatyczny hrabia Tristan i jego nie mniej szalona siostra Aurora, oraz ich
niegdysiejszy sługa, Lucien. Wszyscy deklarują, że chcą chronić swojego stwórcę
przed skutkami przepowiedni. Oczywiście, nie z miłości do Mikealsonów, których
szczerze nienawidzą, lecz dla własnego dobra. Śmierć jednego z Pierwotnych
oznacza bowiem śmierć całej linii stworzonych przez niego wampirów.
W Nowym Orleanie zbierają
się także wampiry należące do Strix, elitarnego stowarzyszenia założonego
niegdyś przez Elijahę, a obecnie kierowanego przez Tristana. Członkowstwo w nim
zaproponowano Marcelowi, łamiąc tym samym tradycję, gdyż do tej pory należeli
do niego tylko krwiopijcy z linii Klausa.
Małe przetasowanie
szykuje się także w szeregach czarownic z Nowego Orleanu. Rządy Daviny Claire nie
są zbyt szczęśliwe i narasta bunt. Wszystkie nitki prowadzą do Vincenta.
W mieście dochodzi do
szeregu niezwykle brutalnych zbrodni, które prawdopodobnie zostały popełnione
przez wampira. Śledztwo w tej sprawie prowadzi detektyw Will Kinney, nowa
postać w serialu. Odtwarzającego tę postać aktora, Jasona Dohringa, możecie
kojarzyć z serialu „Pod osłoną nocy”, gdzie grał… wampira. Taki mały żarcik.
„The Originals” w zamyśle
twórców miał być serialem poważniejszym i bardziej mrocznym niż „Pamiętniki
wampirów”. A co za tym idzie – skierowanym do starszej widowni i traktującym o
czymś innym niż paranormalnym trójkącie miłosnym. Dla Julie Plec, producentki i
scenarzystki, był to pierwszy serial pisany nie z myślą o młodzieży. Choć
uważam, że z dobrym serialem jest jak z dobrą książką – nawet jeżeli jest ona
teoretycznie skierowana do młodzieży, to powinna spodobać się także dorosłym.
Ja sama nie jestem już w docelowej grupie wiekowej, do której kierowany jest
ten serial, a jednak oglądam – więc to chyba coś znaczy. Albo i nie ;)
Trzecia odsłona „The
Originals” to kolejny sezon wypełniony walką o władzę w Nowym Orleanie, intrygami,
spiskami i utarczkami między istotami nadprzyrodzonymi, w których zwykli ludzie
nie mają szans na przetrwanie. W tym wszystkim najbardziej interesująca jest
dynamika relacji między Klausem a Elijahem. Byli oni najmocniejszymi punktami
„Pamiętników wampirów” i nie inaczej jest w „The Originals”. Z jednej strony
zrównoważony, elegancki i spokojny Elijaha, który jednak nieraz potrafi
doprowadzić do szewskiej pasji swoimi tyradami wygłaszanymi z miną, jakby
połknął kij od mopa. Z drugiej – buntowniczy i nieobliczalny Klaus, który
najpierw działa, a potem myśli.
W trzecim sezonie obserwujemy
dalszy ciąg ewolucji Klausa, którą zapoczątkowała informacja o tym, że zostanie
ojcem. Te zmiany przebiegają dalej dzięki relacji rozwijającej się między nim a
Cami, a podbijane są dodatkowo przez pojawienie się ukochanej z dawnych lat,
Aurory. Apogeum ewolucji Klausa nastąpi w finałowym odcinku. Joseph Morgan w
zadziwiający sposób potrafi pogodzić w sobie delikatność i wrażliwość z
brutalną bezwzględnością.
W trzecim sezonie
pozytywnie zaskoczył mnie także Charles Michael Davis jako Marcel Gerard. Do
tej pory z pewną podejrzliwością przyglądałam się jego poczynaniom i nie do
końca rozumiałam, dlaczego wszyscy chcą, by był królem. Po finale trzeciego
sezonu skłonna jestem powiedzieć, że wiem, co kryje się za jego głupkowatym
uśmieszkiem – po prostu bezwzględność w stylu Klausa, którą tylko lepiej
maskował.
Na jego przeciwwagę w tym
sezonie wyrósł Vincent Griffith (Yusuf Gatewood). Podąża własną ścieżką i nie
boi się poświęceń. Jest też w nim jakaś tajemnica, która zapewne wyjaśni się w
czwartym sezonie, gdzie ma być jedną z wiodących postaci.
Sprawdziła się także
trójka pierworodnych. Andrew Less w roli Luciena dostał najwięcej miejsca na
ekranie i poradził sobie znakomicie. Jego wampir jest z jednej strony
szarmanckim, uroczym mężczyzną, z drugiej – bezwzględnym rozpruwaczem dążącym
do zemsty za wszelką cenę. Bardzo ciekawe jest obserwowanie, jak wiele w nim Klausa,
a przy tym wyłapywanie istotnych różnic między nimi.
Podobnie jest z Tristanem
de Martel (Olivier Ackland) przemienionym przez Elijaha. Przypomina swego
stwórcę pod wieloma względami, ale nie jest jego kopią.
Siostra Tristana i
ukochana Klausa, Aurora de Martel (Rebecca Breeds) to podkręcona wersja Rebeki,
z szaleństwem wypisanym na twarzy.
Przy ciekawie
zarysowanych postaciach i dużej dynamice ich wzajemnych relacji słabością „The
Originals” jest ta sama tendencja, która pojawiła się w „Pamiętnikach wampirów”
– łamanie zasad. Otóż w tym uniwersum nic nie jest niezmienne. Nawet czary,
które trwały tysiąc lat, mogą zostać odwrócone tylko dlatego, że scenarzyści
chcą popchnąć akcję do przodu.
Jest jednak pewna
nadzieja, bo pewnych błędów popełnionych przy pierwszym serialu scenarzyści starają
się unikać. Chodzi mi o ostateczność śmierci. W „Pamiętnikach wampirów”
zamieniło się to niemal w parodię. Bohaterowie powracali z zaświatów tak nagminnie,
że trudno było się przejmować jakąkolwiek śmiercią. W finale trzeciego sezonu pożegnaliśmy
dwie ważne postacie i wydaje się (mam nadzieję), że na dobre. Ich śmierć
została poważnie potraktowana i słusznie. Bo śmierć to rzecz, z której nie
należy żartować.
Trzeci sezon „The
Originals” obejrzałam z prawdziwą przyjemnością, wciągnięta w mnogość wątków
zaserwowanych przez scenarzystów. W tle pobrzmiewało pytanie, którego dotąd nie
postawiono z taką mocą: czy Mikealsonowie zasługują na przetrwanie? Czy ich „na
zawsze i na wieczność” usprawiedliwia wszystkie zbrodnie?
A na czwarty sezon
przyjdzie nam poczekać dłużej – do 2017 roku. Twórcy zapowiadają większy
przeskok czasowy – pięć lat, a Hope ma być już całkiem dużą dziewczynką. Oj,
będzie się działo.
Komentarze
Prześlij komentarz