Seks, kłamstwa i przeklęta kamienica – Katarzyna Bonda „Tylko martwi nie kłamią”
„Tylko martwi nie kłamią”
Katarzyny Bondy to drugi tom serii o psychologu śledczym, Hubercie Meyerze. Po
niezbyt udanej „Sprawie Niny Frank” z denerwującym dla mnie zakończeniem,
pomyślałam, że autorka drugi raz nie wykręci takiego numeru, więc mogę czytać
spokojnie.
W Katowicach, dokładnie w
kamienicy przy ulicy Stawowej 13, zostaje znalezione ciało śmieciowego barona,
Johanna Schmidta, Niemca polskiego pochodzenia. Został zamordowany w lokalu
należącym do wybitnej seksuolożki, Elwiry Poniatowskiej. W kręgu podejrzeń są
jego żona, którą notorycznie zdradzał, lekarka, z którą łączyło zamordowanego
coś więcej niż tylko terapia, zazdrosny mąż lekarki, a wreszcie pasierbica,
która odziedziczyła cały majątek.
Tymczasem media
wygrzebują starą historię, gdy w tym samym miejscu, przy Stawowej 13, w
sylwestrową noc 1990/91 został zamordowany bogaty Żyd, Otton Troplowitz. Łup
morderców był ogromny i mimo że jednego ze sprawców napadu schwytano, fantów nigdy
nie odnaleziono.
O pomoc w ujęciu
morderców Schmidta zostaje poproszony wybitny profiler, Hubert Meyer. Czy uda
się mu powiązać te dwie zbrodnie i ustalić, kto zabił śmieciowego barona?
W „Tylko martwi nie
kłamią” mamy klasyczny motyw kryminalny – powiązanie dwóch zbrodni – aktualnej
i tej, która zdarzyła się w przeszłości. Do tego dochodzi przeklęta kamienica z
bogatą historią oraz bohaterowie, którzy kłamią jak z nut. Prawdomówni są
zgodnie z tytułem tylko umarli, ale to zapewne dlatego, że nic już powiedzieć
nie mogą. Sporo też pisze się o seksie – w końcu jest to temat, który najlepiej
się sprzedaje. A ofiara, Johann Schmidt, był pod tym względem przypadkiem
naprawdę ciężkiego kalibru.
Powieść
ma całkiem zgrabnie skomponowaną i odpowiednio skomplikowaną intrygę, która do
samego końca nie pozwala domyślić się, kto zabił. Jako cecha dodana wyróżnia
się polska specyfika. To rzecz, która wychodzi Bondzie bardzo dobrze. Ładnie
wplata w akcję legendę Katowic i mrok śląskich familoków, w których ludzie
egzystują, a nie żyją. Również policjanci nie są idealni, a całkiem życiowi. Na
czele z Szerszeniem, w którego przypadku nazwisko z pewnością jest
nieprzypadkowe ;)
Najsłabszym
ogniwem wydaje się być prokurator Weronika Rudy. I nie chodzi tu nawet o jej
niby – romans z Meyerem, lecz całkiem nieprawdopodobną przemianę, jaką
przechodzi w zadziwiająco krótkim czasie. Ja rozumiem, że znajomość z
profilerem mogła być impulsem, ale wątpię, by wszystko mogło się w jej życiu
zmienić tak szybko. Pewne rzeczy muszą potrwać. Dlatego wątek Rudej jest dla
mnie niewiarygodny.
A
Meyer jak to Meyer. Maszyna do profilowania. Lubię tę jego skuteczność w
tropieniu przestępców i pewną nieporadność w życiu. Niech żyje różowa
mydelniczka ;)
„Tylko
martwi nie kłamią” Katarzyny Bondy oferuje czytelnikowi skomplikowaną intrygę,
która długo nie pozwoli domyślić się, kto zabił, uwikłaną w polskie realia. Są
charakterystyczny bohaterowie, także w epizodach (moją faworytką jest sąsiadka
z ukrytym pokojem). I otwarte zakończenie tym razem do mnie przemawia.
Autor: Katarzyna Bonda
Tytuł: Tylko martwi nie kłamią
Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 608
Data
wydania: 2015
Komentarze
Prześlij komentarz