Okienko – Grudzień 2022
Rok 2022 już za nami, ale zanim
podsumowanie całego roku, najpierw przegląd tego, co działo się w grudniu. A
działo się całkiem sporo. Udało mi się przeczytać dziewięć książek, w tym
cztery tomy Księgi Całości Kresa.
Naprawdę się wciągnęłam i teraz zamierzam przeczytać już jednym ciągiem wszystkie
dostępne części, bo jednak Szerer to świat rządzący się skomplikowanymi
regułami i najlepiej czytać na świeżo. Z
przeczytanych w grudniu tomów moim ulubionym jest Porzucone królestwo. Nie wspominam tutaj o pierwszej części Historii Śródziemia, bo to świetna
rzecz, ale na pewno nie dla wszystkich. Rozczarowań książkowych raczej nie
było, choć może w przypadku Małeckiego liczyłam na więcej.
W serialach panuje równowaga. Obejrzałam dwa – Peaky Blinders oraz Wiedźmin. Rodowód krwi. Jeden jest bardzo dobry, a drugi bardzo zły.
Książkowo:
1. Grzegorz Gajek Bolko
2-3. Feliks W. Kres Pani Dobrego Znaku
4. Feliks W. Kres Porzucone królestwo
5. Jakub Małecki Święto ognia
Kameralna
historia jednej rodziny. Nastka ma dwadzieścia lat, choruje na porażenie
mózgowe i świat ogląda głównie przez szybę w oknie. Jej siostra, Łucja, to
zdeterminowana do osiągnięcia sukcesu tancerka baletu. Pogubiony ojciec zamyka
się w pustym mieszkaniu i tańczy. A wraz z widokówkami wraca widmo nieżyjącej
matki.
Święto ognia to
powieść bardzo w stylu Małeckiego, choć z uwagi na korzystanie z dość zgranych
klisz, ta podobała mi się najmniej, co nie znaczy, że jest złą książką. Małecki ma tę rzadką umiejętność, że
potrafi pisać prosto o rzeczach ważnych i trudnych, a zwyczajne zdarzenia w
jego prozie urastają do rangi baśniowości. I Święto ognia jest właśnie taką trochę baśnią o dwóch siostrach
walczących na różne sposoby ze swoim ciałem.
6. George R. R. Martin Ogień i krew część 1
Ciąg dalszy
efektu obejrzenia Rodu smoka, po
którym poczułam chęć powrotu do książek Martina. Odświeżyłam więc sobie
pierwszy tom historii rodu Targaryenów. Bardzo przyjemnie mi się czytało, a że
zaopatrzyłam się jeszcze w Świat lodu i
ognia, to nie koniec podróży do Westeros.
7. Brandon Sanderson Cytoniczka
Trzeci tom młodzieżówki w którym
młoda pilotka Spensa musi zmierzyć się ze swoimi niezwykłymi zdolnościami oraz
wszechświatem w którym ludzie, uznawani za gatunek skłonny do przemocy, są
więzieni na niektórych planetach. Spensa wyrwała się z rodzinnego świata, by
lepiej poznać wroga i jego zamiary. W trzecim tomie próbuje okiełznać swoje
moce w niezwykłym świecie zwanym niebytem. W podróży towarzyszy jej M-Bot,
sztuczna inteligencja, która zaczyna zdobywać samoświadomość i w związku z tym
nie tylko zadaje dużo pytań, ale i gubi się w odczuwanych emocjach.
O dziwo, trzeci tom skręca nieco w
stronę fantasy, choć pojedynków pilotów i nowej, oryginalnej załogi też nie
zabrakło. Bardzo przyjemnie się czyta, a
Sandersonowi nadal nie brakuje ciekawych pomysłów.
8. J. R. R. Tolkien Księga
zaginionych opowieści część 1
Pierwszy tom monumentalnej
dwunastotomowej Historii Śródziemia opracowanej
przez Christophera Tolkiena. Nie wierzyłam, że doczekam się jego polskiego
wydania, ale oto jest i mogę śledzić w
jaki sposób rozwijały się pomysły i koncepcje twórcy Śródziemia. Pierwszy tom
dotyczy Księgi zaginionych opowieści,
datowanej na 1916 i 1917 rok. Wędrowiec Eriol trafia do miejsca, gdzie
poznaje nieznane historie, które w mniej lub bardziej zmienionej formie złożą
się na pierwsze fragmenty Silmarillionu.
A całość uzupełniają niezwykle ciekawe komentarze Christophera. Dla fanów
Tolkiena, którzy znają uniwersum.
9. Feliks W. Kres Żeglarze i
jeźdźcy
Kolejny tom Księgi Całości, którą czyta mi się tak dobrze, że chyba niebawem
poznam wszystkie tomy, jakie zostały wydane. Nie mam pojęcia, czy po śmierci
autora ukażą się ostatnie części, choć po cichu na to liczę. Żeglarze i jeźdźcy to zbiór opowiadań o Jeźdźcach
Równin z Armektu i piratach, wśród których nie mogło zabraknąć załogi Zgniłego Trupa z Ridaretą Riolatą na
czele. Więcej napiszę wam o tej książce w nowym roku.
Serialowo:
1. Peaky Blinders
Birmingham w okresie międzywojennym
to miasto rządzone przez Peaky Blinders, cygański gang na czele którego stoją
Tommy Shelby i jego ciotka Polly. Ich znakiem rozpoznawczym są żyletki ukryte w
czapkach. Swoje do powiedzenia ma rodzeństwo Tommy’ego, ale to on i ciotka grają
pierwsze skrzypce. Tommy to bardzo
ciekawa postać, bohater I wojny światowej, który ordery za odwagę utopił w
kanale, ale traum tak łatwo pozbyć się nie mógł. Cygańskie pochodzenie dla
wielu jest powodem do rasistowskich uprzedzeń. A to czas w którym kształtują się dwie ideologie XX wieku –
faszyzm i komunizm, które w Anglii mają coraz liczniejszych zwolenników.
Akcja jest dynamiczna, fabuła dobrze rozpisana, bohaterowie niejednoznaczni.
To świat w którym dobro nie zwycięża, brudny, brutalny, a przez to prawdziwy. Przez
sześć sezonów trudno utrzymać równie wysoki poziom, a mnie osobiście najmniej
podobał się ten finałowy. Duży nacisk położono w nim na
wyjaśnienie pewnych kwestii z przeszłości, ale wkradły się przy tym dłużyzny.
Nie jest zły, ale słabszy niż poprzednie. Peaky Blinders zachwyca stroną wizualną,
kadry robią wrażenie i budują klimat. Do tego zadbano o oddanie realiów epoki –
odpowiednie kostiumy i fryzury, co w połączeniu ze współczesną muzyką dało bardzo
ciekawy efekt.
Cillian Murphy jako Tommy Shelby to największa gwiazda serialu, pełna sprzeczności, a do tego twórcy dość chętnie grzebią mu w głowie. Aktorstwo stoi w tym serialu na bardzo wysokim poziomie. Helen McCrory, Tom Hardy, Adrien Brody, Sam Neil czy Sam Claffin tworzą tu prawdziwe perełki. Wszystko to złożyło się na produkcję, którą po prostu świetnie się ogląda.
2. Wiedźmin. Rodowód krwi (The Witcher.
Blood Origin)
Powiadają, że to najgorzej oceniany
serial w historii Netflixa. Nie widziałam wszystkich, ale na pewno mogę wam
powiedzieć, że ten jest wyjątkowo kiepski. W moim prywatnym rankingu Rodowód
krwi rzutem na taśmę pokonuje Pierścienie
władzy i jest najgorszym serialem, jaki widziałam w 2022 roku. Obie produkcje
mają fatalne scenariusze, ale serial Amazona przynajmniej ładniej wygląda.
Rodowód krwi w teorii miał być wypełnieniem luk w wiedzy dotyczącej Koniunkcji Sfer i
powstania pierwszego wiedźmina. Oba te zagadnienia potraktowane są po łebkach,
ponieważ na pierwszy plan, podobnie jak w drugim sezonie Wiedźmina, wysuwają się monolity. W efekcie mamy więc serial nadpisujący kluczową rolę
artefaktów, których w oryginale książkowym nie było. Czyli – scenarzyści
rozwijają własne idee, z niewiadomych przyczyn podpięte pod szyld wiedźmińskiej
marki. A jak nie wiadomo, o co chodzi, to zawsze chodzi o pieniądze. Spójności
z lore Sapkowskiego nie ma w tym żadnej, wręcz przeciwnie, serial mocno
ingeruje w tak ważne jej elementy jak choćby rodowód Ciri. Teraz też widać jak na dłoni, że dużym błędem była
rezygnacja ze słowiańskich elementów, tak mocno podkreślanych przez gry CD
Projekt. To dałoby bowiem wiedźmińskiemu uniwersum tak bardzo potrzebną
unikatowość i oryginalność. A Rodowód
krwi wygląda jak generyczne fantasy. W życiu bym się nie domyśliła, że to z
Wiedźminem ma cokolwiek wspólnego,
gdyby nie kilka nazw własnych.
Na domiar złego scenarzyści nie potrafią stworzyć niczego oryginalnego.
Korzystają z najbardziej wyświechtanych klisz i czynią to w sposób nieudolny. Siedmiu wyrzutków przeciw światu –
tę historię świetnie znamy i ona się sprawdza, jeżeli ktoś potrafi pisać
postacie i relacje między nimi. Tutaj tego zabrakło. Jest zbyt dużo bohaterów, których losy w ogóle mnie nie obchodzą. Serial
mocno przemontowano, z sześciu odcinków zostały cztery, żeby podkręcić tempo.
Tempo pewnie jest lepsze, ale ucierpiała na tym logika i podbudowa
psychologiczna bohaterów. W efekcie scenariusz rozłazi się w szwach, a jedna
głupota goni drugą. Przykład? Proszę bardzo. W jednej scenie mag siedzi w celi
z dwimerytu, w następnej hasa już na wolności. Jak uciekł, skoro nawet
najpotężniejszy czarodziej tego okresu nie potrafił tego zrobić? Mnie nie
pytajcie.
Serial to przedziwne pomieszanie wulgarności z nieznośnym patosem. Dialogi to albo ciągi przekleństw, albo
podniosłe przemowy. Nic tu się nie spina. Kolejny problem to elfy, których
oglądamy w czasach ich świetności. Tyle
że elfy w Rodowodzie krwi niczym się
od ludzi nie różnią oprócz spiczastych uszu. Ubierają się i zachowują tak samo
(ba, nawet starzeją się jak ludzie), mają takie same motywacje i pragnienia.
To jest zresztą problem dzielony z Pierścieniami
władzy. W obu przypadkach postacie elfów pisze się tak samo jak ludzi.
Rodowód krwi nie sprawdza się ani jako samodzielna produkcja, a tym bardziej serial, który bez żadnych powodów podpina się pod markę Wiedźmina. Gdyby nie parę nazw, w ogóle nie pomyślałabym, że to ma cokolwiek wspólnego z książkami Sapkowskiego. Strata czasu.
A jak Wam minął grudzień?
Sporo dobrego udało ci się przeczytać. W grudniu też skończył czytać "Księgę zaginionych opowieści" i jestem spragniona kolejnych tomów. Skończyłam też Tolkien i jego światy. Cytoniczkę przeczytałam jeszcze w 2021. Ku mojemu zaskoczeniu mało się o niej dyskutuje, alw
OdpowiedzUsuńEtrafiła na gorący okres premier. Z kolei Święto ognia towarzyszyło mi rok temu w styczniu. Też chyba pod twoim postem na Instagramie pisałam. PB uwielbiam muszę w końcu nadrobić ostatni sezon, ale Rodowod krwi nie obejrzałam pomimo mojej wielkiej sympatii do Michelle Yeoh.
Książki jak narkotyk
Sama jestem pozytywnie zaskoczona :) Widziałam , że u ciebie ostatnio dużo Tolkiena.
UsuńFaktycznie, "Cytoniczka" przeszła bez większego echa, a na pewno zasługuje na uwagę. A co do "Rodowodu krwi" nic nie straciłaś, bo Yeoh nie ma tam czego grać.
Ja też w grudniu "domknęłam" Kresa, a co do Wiedźmin. Rodowód krwi, to się podpisuję (ale nie widziałam Pierścieni Władzy, więc mogłabym zmienić niechlubnego lidera). ;)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem w "Pierścieniach Władzy" czuć piniądz, więc troszkę lepiej wyglądają, ale to koniec zalet.
UsuńA co do Kresa, to teraz na tapecie "Tarcza Szerni", a potem planuję "Najstarszą z Potęg".
Bardzo udany grudzień, dzięki za ostrzeżenie w kwestii Rodowodu krwi. Serię Kresa też bardzo lubię, przeczytałam już wszystko, co wyszło i moja ulubiona część to na razie "Tarcza Szerni".
OdpowiedzUsuńTeraz czytam "Tarczę Szerni" i też bardzo mi się podoba :)
UsuńNie ma za co, lepiej nie mieć złudzeń co do "Rodowodu krwi".