Winston Graham „Jeremy Poldark”
Niezbyt często zdarza mi się najpierw obejrzeć ekranizację, a potem sięgnąć po książkę. Jednak w przypadku „Dziedzictwa rodu Poldarków” jestem w pełni usprawiedliwiona. Gdy oglądałam serial, nie było jeszcze polskiego tłumaczenia powieści Winstona Grahama. Czuję się teraz niemal jak prorok (nie żeby specjalnie mi na takowej sławie zależało), bo recenzując w 2015 r. pierwszy sezon serialu, wyraziłam nadzieję, że jego sukces zaowocuje polskim wydaniem z filmowymi okładkami.
„Jeremy Poldark” to trzeci (z 12) tom
„Dziedzictwa rodu Poldarków”. Jego akcja rozgrywa się w Kornwalii w latach 1790
– 1791. Ross Poldark i Demelza mają jak zwykle pod górkę. Oboje są w żałobie po
śmierci córki, Julii, a lada dzień rozpocznie się proces Rossa, oskarżonego o
przewodzenie rabunkowi dwóch statków. Ich
kłopoty finansowe rosną. Podobnie jak ilość ludzi, z którymi są skłóceni.
Należy do nich druga gałąź rodu, Poldarkowie z Trenwith, a także bankier George
Warleggan.
Ponieważ obejrzałam serial, rozwój
wypadków nie był dla mnie zaskoczeniem. Tym, którzy jeszcze nie oglądali,
oszczędziłam spoilerów. No może prócz tytułu ;)
Czym więc zaciekawiła mnie książka,
której fabułę znam? Na pewno stylem pisania Winstona Grahama. To się czyta, ba,
to się czyta bardzo dobrze. Jest indywidualizacja języka bohaterów, sceny
zabawne przeplatają się ze śmiertelnie poważnymi, życie wyższych sfer z nędzą
biedoty. Pisarz nie maluje przeszłości w jasnych barwach. Kładzie nacisk na to,
że oprócz zamożnych gentelmanów i dam, istnieli także mniej bogaci ziemianie,
którzy musieli walczyć o to, by nie upaść. Tak jak Poldarkowie, którym prócz
starego nazwiska i siedzib przodków niewiele pozostało z dawnej chwały. A
przecież i tak wiodą luksusowe życie w porównaniu z robotnikami, których trapią
przeróżne choroby, głód, przemoc i alkohol.
Na kartach powieści wyczuwa się strach
przed rewolucją francuską. I nie ma w tym nic dziwnego. Bogaci doskonale zdają
sobie sprawę, że ich przywileje i styl życia muszą kłuć w oczy biednych
egzystujących w rozwalających się chatach i przymierających głodem.
Ogromną zaletą są bohaterowie stworzeni
przez Winstona Grahama. Ross jest tu tak samo porywczy i nieobliczalny jak w serialu,
Demelza uparta i urocza, a Warleggan knuje jak najęty. To relacje między nimi
napędzają akcję.
Autor serwuje nam też udane scenki
obyczajowe z życia Kornwalii w latach 1790 – 1791. Polecam opis wyborów po których
nie wiadomo, kto wygrał, a nade wszystko opis stypy przygotowanej przez Prudie.
Szczególnie motyw z niesieniem trumny przez czterech mężczyzn, którzy co 100 metrów piją kolejkę
i ideałem byłoby, gdyby w ogóle nie byli
w stanie dojść do kościoła, powalił mnie na kolana.
Wcale się nie dziwię, że Brytyjczycy
wzięli się za ponowną ekranizację „Dziedzictwa rodu Poldarków”. Trzeci tom
serii przeczytałam jednym tchem i czekam na więcej. Czegóż tu nie ma? Wielka
miłość z jej zawirowaniami, dwójka nienawidzących się rywali, intrygi, romanse,
wzloty i upadki. Wszystko, czym karmi się życie i literatura.
Autor: Winston Graham
Tytuł: „Jeremy Poldark”
Cykl:
Dziedzictwo rodu Poldarków
Tłumaczenie:
Tomasz Wyżyński
Wydawnictwo: Czarna Owca
Liczba stron: 400
Data wydania: 2016
Komentarze
Prześlij komentarz