Okienko – Lipiec 2022

To już staje się tradycją, że podsumowanie miesiąca zaczynam od najpopularniejszego zdjęcia na moim bookstagramie, a na tym zdjęciu są książki J. R. R. Tolkiena. Z czego bardzo się cieszę.

W lipcu przeczytałam cztery książki i obejrzałam aż trzy seriale.

Książkowo:

1.  Joan Samson Aukcjoner

2. Dan Simmons Dzieci nocy

3. Tomasz Sablik Przypadłość

4. Robert Jordan Ścieżka sztyletów  

Czytając opinie na temat ósmego cyklu Koła Czasu można natknąć się na informację, że jest on najsłabszy z dotychczasowych. I muszę się z tym zgodzić. Niby sporo się dzieje, ale nie są to wydarzenia, które mocno popchnęłyby akcję do przodu. Po zakończeniu lektury okazuje się, że dotarliśmy niewiele dalej, a wydarzenia na które czekamy, wciąż przed nami. I choć pojawia się mnóstwo bohaterów, nie ma Mata. A to zawsze minus. Czyta się jednak przyjemnie i parę nowych informacji o świecie kreowanym przez Jordana też się znajdzie.



Najlepsza książka lipca to Przypadłość Tomasza Sablika. Mocna, niepokojąca, zawieszona między jawą a snem, z niespodziewanym zakończeniem.

Serialowo:

1. Loki – sezon 1

Serial poświęcony jednemu z najbardziej znanych złoczyńców ze stajni Marvela i pokręcony jak sam główny bohater. Przyznaję, że w temacie tego uniwersum jestem dość zielona, a ono tak się już rozrosło, że dawno przestałam się łudzić nadzieją na nadrobienie zaległości. To nie przeszkadzało mi świetnie się bawić, choć zdaję sobie sprawę, że inaczej odbiorą go fani znający kontekst. Jest to jednak ogromna zaleta, że twórcy pamiętają o widzach takich jak ja i produkcja sprawdza się jako samodzielne dzieło.

Loki wpada po uszy w kłopoty (nic nowego) i zostaje zmuszony do pracy na rzecz organizacji dbającej, by Święta Oś Czasu nie została naruszona. Bohater musi porzucić swoje dotychczasowe wyobrażenia o świecie, a nawet samym sobie, skonfrontować z własnymi czynami i przyszłością. Jak zwykle brawa należą się Tomowi Hiddlestonowi, ale także Owenowi Wilsonowi, który gra agenta Mobiusa, sumiennego pracownika całkowicie oddanego idei. Gmach organizacji i panująca tam biurokracja pachną po trochu Orwellowskim Rokiem 1984 i Procesem Kafki. A finał tego serialu jest przewrotny jak sam Loki i zgrabnie przechodzimy w nowy etap, do multiwersum.

2. Obi-Wan Kenobi

Serial, który na papierze miał wszystko, by osiągnąć sukces. Ewan McGregor zgodził się powrócić do ikonicznej roli mistrza Jedi, podobnie jak Hayden Christensen. I o ile ten pierwszy aktorsko ciągnie serial, to Hayden pojawił się tylko w jednej scenie retrospekcji. Dziwne.

Co więc nie wyszło w serialu w którym 10 lat po pokonaniu Anakina Skywalkera Obi-Wan Kenobi wyrusza na ratunek małej Leii Organie? Ano to, że oprócz przyjemności zobaczenia lubianych postaci na ekranie, jest on zaskakująco mało angażujący. Logika nie istnieje, a bohaterowie przeskakują między planetami jakby to było jedno województwo. Źli są źli, no i to by było na tyle. Jest tu parę fajnych wątków i scen, ale brak tego, co miał The Mandalorian – świeżości, poczucia, że świat Gwiezdnych Wojen się rozrasta, że dostajemy nową historię. Jak najbardziej może się ona opierać na wzorcach podróży bohatera, ale ważne by była spójna i logiczna. Ale to nie ta produkcja. Dla mnie sama nostalgia nie wystarczy.

3. Bridgertonowie (The Bridgerton) – sezon 2

Kolejny sezon lekkiego kostiumowego serialu, który niczego nie traktuje poważnie, a wszystkie miłosne perypetie ludzi z wyższych sfer muszą skończyć się dobrze. Tym razem na pierwszym planie jest Anthony (Jonathan Bailey), najstarszy z Bridgertonów oraz przybyła z Indii Kate Sharma (Simone Ashley). Anthony postanawia się ożenić, z kolei Kate zamierza wydać siostrę za mąż. Tak rozpoczyna się festiwal złośliwości, docinek i przepychanek, ponieważ Anthony i Kate mają mocne charaktery i lubią postawić na swoim. Między aktorami jest świetna chemia, twórcy zrezygnowali też z dużej ilości scen erotycznych, więc wszystko nie jest aż tak dosłowne jak w pierwszym sezonie. Chociaż te zwolnienia to są dość śmieszne.

Z wątków pobocznych istotny jest ten dotyczący Penelope i Eloise, która wciąż pragnie odnaleźć największą londyńską plotkarę. Nicola Coughlan jest rewelacyjna w roli bystrej, ale notorycznie niedostrzeganej przez otoczenie dziewczyny. Zresztą ten serial stoi dobrymi kreacjami aktorskimi żeby wspomnieć tylko Ruth Gemmell jako Violet Bridgerton czy Adjoa Andoh jako lady Danbury.

Bridgertonowie to serial, który nie udaje tego, czym nie jest. To po prostu pięknie opakowana pierwszorzędna rozrywka, wariacja na temat angielskiej Regencji, doprawiona mnóstwem kulturowych odniesień, szczyptą współczesnej wrażliwości, rozgrywająca się przy dźwiękach coverów współczesnych przebojów. Wojny i ludzkie tragedie w tym świecie nie istnieją.

Najlepszy serial lipca to dla mnie Loki.

A jak Wam minął lipiec?

Komentarze

  1. Gratuluję udanego miesiąca :) Z recenzjami wymienionych książek dopiero będę się zapoznawać w nadziei, że trafię na coś dla mnie. Jeśli chodzi o seriale to powoli wracam do oglądania, bo w lipcu zachłysnęłam się wycieczkami rowerowymi i spędzaniem wolnego czasu na świeżym powietrzu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Mam nadzieję, że znajdziesz coś dla siebie. Jasne, trzeba korzystać z pięknej pogody, póki jest.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zagłada domu Sharpe’ów – „Crimson Peak. Wzgórze krwi”

Kosmos już nigdy nie będzie taki sam – „The Expanse”

Pożegnanie z braćmi Winchester – recenzja 15 sezonu „Supernatural”

Raj zepsuty – Stanisław Lem „Eden”

Mrok w szarym człowieku – „Upadek” („The Fall”)